Żebrak z rzemiosła

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ludwik Kondratowicz
Tytuł Żebrak z rzemiosła
Pochodzenie Poezye Ludwika Kondratowicza/Tom II
Wydawca Wydawnictwo Karola Miarki
Data wyd. 1908
Miejsce wyd. Mikołów-Warszawa
Źródło skany na commons
Indeks stron
ŻEBRAK Z RZEMIOSŁA.

GAWĘDA.



I.
Panie Jakóbie! ot jeszcze do pary

Powiem waszmości jeden koncept stary,
Skąd się przysłowie rozeszło powoli,
Że człowiek sprawca sam swojej niedoli.
Ot u nas, widzisz, jest ludzi gromada,
Co to, jak mówią, na dwóch stołkach siada,
Co przez zbyteczną usłużność gotowi
Dać świeczkę Bogu, a dwie szatanowi.
Szatan, łakomy na światło jarzące,
Najpierwej takich pochwytuje w ręce,
I za dwubarwne a niepewne zdanie

Tęgiego figla płata niespodzianie.
Posłuchaj waszmość.
Pod krzyżem przy drodze
Siadywał żebrak o drewnianej nodze;
Miewał przy sobie, jak zwykle żebracy,
Różaniec, stołek, krucyfiks na tacy,
Stare kantyczki, dwie torby, dwa kije,
I drżącym głosem śpiewał Litanie.
A tam gościniec trawą nie zarasta:
Jedni do miasta, drudzy idą z miasta;
A żebrak rodem z tej samej krainy,
Znał tu każdego z postaci i z miny,
Starych i młodych, niewiasty i dzieci,
Panów i żydów, i mieszczan, i kmieci,
Wiedział kto dobry, a kto jest ladaco;
Ale przed każdym pobrząkiwał tacą,
Każdemu śpiewał piosnę jednej miary:
„Niechaj Bóg twoje poszczęści zamiary!”

II.
A nasza próżność to już rzecz wiadoma:

Nazwie marszałkiem pana ekonoma,
Albo szlachcica panem wojewodą,
Albo dziewczynę kwiatkiem czy jagodą,
Wójtem wieśniaka, kapralem żołnierza,
A trzygroszówki lecą do talerza,
I w jego sakwach gromadzi się żywo
I chleb miastowy, i wiejskie mięsiwo.
Jeszcze tu żebrak nie nagrzeszył dużo,
Gdy nazwał dziewczę jagodą lub różą;
Gorzej mu nieraz pobłądzić się zdarza,
Gdy zacnym panem nazywał zbrodniarza,
Tchórza rycerzem, dzwonnika plebanem,
A samoluba miłosiernym panem.
Wiedział to żebrak, bo znał swe sąsiady;
Lecz myślał sobie: Niema inszej rady,
Trzeba się modlić i po tacy dzwonić,

Kto wart, czy nie wart, nizko się pokłonić,
I wzniósłszy oczy powtarzać bez miary:
„Niechaj Bóg twoje poszczęści zamiary!”

III.
Raz ksiądz Bernardyn, idący po kweście,

Rzekł do żebraka: Niesłuszni jesteście;
Bo nie każdemu i nie w każdej porze
Godzi się mówić: Niech ci Bóg pomoże!
Wszak tutaj różny snuje się przechodzień,
Może zły człowiek, może jaki zbrodzień,
Co złe zamysły w swojem sercu chowa
Czyż za każdego modła jednakowa?
Wszak jeśli Pan Bóg spełni twoje modły,
To niewinnego pokrzywdzi człek podły,
Oszust prostaka otumani zdradnie,
Zbójca rozbije, a złodziej okradnie.
Nie możesz wiedzieć, co każdy z nich myśli,
Więc z twemi słowy rachując się ściślej,
Nie mów każdemu, przyjacielu stary:
„Niechaj Bóg twoje poszczęści zamiary!”
Radzę ci mówić sumienniej i prawiej:
Dobrym zamysłom niech Bóg błogosławi!”


IV.
A! mości księże! co mi tam do tego,

Z jakim zamysłem i gdzie ludzie biegą
Czy sprawa dobra? czy niesprawiedliwa?
Ja jestem żebrak, mnie trzeba grosiwa.
Niech złodziej kradnie, rozbójnik zabija,
Ja mojej sakwy, ja pilnuję kija.
Ja z modlitwami każdemu usłużny,
Kto mi da chleba, albo grosz jałmużny.
Na to ubogi, że Majestat błaga:
Niechaj każdemu Pan Bóg dopomaga!
Przebacz, co powiem: To skrupuły głupie!
Grosz na tabakę daj, księże Biskupie!

A jak tam sobie będziesz żył w klasztorze,
Mniejsza mi o to — niech ci Bóg pomoże!

V.
Ksiądz kwestarz westchnął na taką ślepotę,

Rzucił starcowi na tacę dwa złote,
A żebrak dalej w rzemiosło nędzarza,
Ludziom pochlebia, a Boga obraża!
Były to czasy sudermańskiej wojny,
Wszędy po kraju snuł się żołnierz zbrojny,
Ci za Zygmuntem, ci przeciw Zygmunta,
Ci palą wioski, ci pustoszą grunta,
Ci bronią kraju, a o drugich pisze,
Że w pierś ojczyzny wbijają bardysze;
A żebrak widzi, jak tam wioski górą,
Jednak żołnierstwu kłania się z pokorą.
Trzeba napełniać moją sakwę biedną,
Czy Szwed, czy Zygmunt, to mi wszystko jedno,
Moja ojczyzna krzyżyk i rozdroże,
„Niechaj im wszystkim Pan Bóg dopomoże!”

VI.
Gdy Szwedzi idą palić nasze sioła,

Żebrak się kłania, o jałmużnę woła,
A gdy jałmużnę na tacę położą,
On pomoc dla nich przywoływa Bożą.
A kiedy Szwedów pokonywać spieszy
Pułk petyhorski, pancerny lub pieszy,
Znów żebrak bije pokłony usłużne:
Dajcie, rycerze, biednemu jałmużnę!
Niech w waszych piersiach krzepi się odwaga,
Niech waszym włóczniom Pan Bóg dopomaga!
A tak, czy Szwedzi, czy idą Sarmaci,
Każdy za modłę żebrakowi płaci;
A żebrak w służbie Chrystusa i czarta
Miedziane grosze do swych sakiew zgarta;
Choćby nogajscy naszli Tatarowie,
Gotów się modlić za szczęście i zdrowie.

I tak za szwedzkie i polskie proporce
Modląc się, zebrał — miedziaków dwa korce:
Więc włókę ziemi zakupił za korzec,
Za drugi sobie pobudował dworzec,
I z włóki gruntu miał dobre intraty;
A że gościniec był blizko od chaty,
Przeto, jak dawniej, pokorny, usłużny,
Siedział przy drodze i żebrał jałmużny.

VII.
Gdy żebrakowi tak dobrze się dzieje,

Pewnego ranku idą dwaj złodzieje,
I jeden mówi: Otóż losy szczęsne,
Jeżeli sakwy starego wytrzęsnę!
Toż, mówią ludzie, groszowity sztuka
I stąd i z owąd swoich zysków szuka!
Drugi odpowie: Oho! znam ja dziada!
Ma tam i w chacie zapasy nielada;
Nieraz tam zajrzeć brała mię ochota,
Ale brytana uwiązał we wrota.
Jakżebym pragnął obrać go do naga!
Moim zamysłom niech Bóg dopomaga!
Przeto złoczyńca, chcąc skusić biedotę,
Idzie do starca, rzuca mu dwa złote,
I wpół ze śmiechem dobrotliwie rzecze:
Pomódl się za mnie, poczciwy człowiecze!
A stary żebrak, choć znał, że to złodziej,
Lecz myśli sobie: Co mię to obchodzi?
Złożył kantyczkę, wsparł ręce u kija,
Mówi Ojcze nasz i Zdrowaś Marya,
I kończy pacierz swoją zwykłą drogą:
Twoim zamiarom niech Nieba pomogą!

VIII.
I w mgnieniu oka jego prośby słowo

Na skrzydłach wiatru stało przed Jehową.
I rzekł Przedwieczny do Aniołów grona:
Jego modlitwa niech będzie spełniona!

Stało się tedy — a złodziej nieznacznie
O różnych rzeczach zagadywać zacznie:
Pyta żebraka, jako mu się wiedzie?
Ile lat liczy? kto idzie? kto jedzie?
A żebrak, wdzięczen za uprzejmość taką,
Gwarzył z przechodniem, częstował tabaką,
Życzył mu szczęścia — a złodziej w gawędzie
Zręcznie mu z sakiew grosze wydobędzie,
Chleb, i owoce, i zapasy różne,
Co może w tydzień zebrał przez jałmużnę.
Żebrak nie postrzegł, tak zawzięcie gadał,
Kiedy go złodziej do szczętu okradał:
Bo Pan Bóg jego wysłuchał pacierze
I złodziejowi szczęściło się szczerze.

IX.
Tymczasem drugi skrada się do chaty,

A brytan groźny, ogromny, kudłaty,
Zamiast zaszczekać i nasrożyć paszczę,
Jeszcze się do nóg złodziejowi głaszcze.
A ten, szczęśliwy, że się brytan garnie,
Splondrował skrzynie, zasieki, spiżarnie.
Tu mu się dobrze pożywić wypadło:
Znalazł pieniądze, napitek i jadło,
I sutą odzież, kożuchy i świty,
Wszystkiego, panie, zapas znakomity,
Że jednem słowem, można mówić śmiało,
Tylko ptasiego mleko nie stawało.
Złodziej niegłupi — a jak się zawinie,
Wszystkie zapasy uprzątnął w godzinie;
A tak sumiennie był pracy oddany,
Że nawet ćwieki wyciągnął ze ściany.
Więc pośpiewując po sowitem żniwie,
Pogłaskał psisko i poszedł szczęśliwie.

X.
Wieczorem żebrak aż krzyknął z rozpaczy,

Kiedy swą szkodę podwójną zobaczy,

Aż targa brodę, aż płacze, aż mdleje,
Przeklina siebie, i psa, i złodzieje;
A bardziej jeszcze po sercu mu bodło,
Że mówił pacierz, by im się powiodło.
Wytaczać skargę na niewiele zda się,
Księdza kwestarza wspomniał po niewczasie,
I już naprawdę jak nędzarz ubogi
Płaczliwym głosem żebrował u drogi.
Lecz po nauce, po ciężkiej goryczy,
Już nie każdemu powodzenia życzy,
Lecz kończąc pacierz dodaje w pokorze:
Dobrym zamysłom dopomagaj, Boże!
Modlił się, kiedy wdzięczność go uniosła,
Ale już nie był żebrakiem z rzemiosła.
Śmiano się z niego, i długo, i szczerze:
Ja cię okradnę — mów dziadku pacierze!
A stąd przysłowie powstało powoli:
„Że człowiek sprawca sam swojej niedoli.”
1854. Borejkowszczyzna.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ludwik Kondratowicz.