Przejdź do zawartości

Strona:Robert Louis Stevenson - Djament radży.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jemność biednemu Harry’emu. Oznajmił więc, że z radością wyświadczy jej tę przysługę.
— Jest to jeden z naszych wielkich sekretów — podjęła figlarnie — i nikt o tem nie powinien wiedzieć prócz mnie i mego sekretarza. Sir Tomasz zrobiłby straszną awanturę, a gdybyś wiedział, jak już zmęczyły mnie te sceny. O Harry, Harry, czy możesz mi wytłumaczyć, dlaczego wy, mężczyźni, jesteście tak gwałtowni i niesprawiedliwi? Ale poco się wogóle pytam, wiem, że nie możesz mi odpowiedzieć; jesteś jedynym mężczyzną na świecie który nic nie wie tych haniebnych namiętnościach. Jesteś dobry i łagodny; dorosłeś do tego, aby zostać przyjacielem kobiety. I wiesz co? Myślę, że wszyscy są brzydalami w porównaniu z tobą.
— To pani — rzekł Harry — jest tak łaskawa dla mnie. Pani mnie traktuje, jak...
— Jak matka — dokończyła lady Vandeleur, — staram się być matką dla ciebie. Albo — poprawiła się z uśmiechem, — prawie matką. Boję się, że jestem na nią za młoda. Jestem raczej przyjacielem, drogim przyjacielem.
Zatrzymała się dość długo, aby słowa jej zdołały zbudzić oddźwięk w sercu Harry’ego, lecz i dość krótko, by nie pozwolić mu dojść do słowa.
— Ale wszystko to nic nie ma wspólnego z naszą sprawą — ciągnęła dalej. — Znajdziesz pudełko od kapelusza w szafie dębowej z lewej strony. Leży pod niem różowa szarfa, którą miałam na sobie w środę u sukni koronkowej. Proszę je odnieść niezwłocznie pod tym adresem — i dała mu kartkę, — ale proszę: pod żadnym warunkiem nie zostawiać go przed otrzymamem poświadczenia z odbioru, napisanego moją ręką. Zrozumiałeś? Proszę odpowiedzieć! To jest bardzo ważne, zechciej zwrócić na to uwagę!