Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tak, chciałam coś powiedzieć — szepnęła. — Ale teraz nie wiem, co to być mogło... Ach, wiem już... pani de Condamin znajduje, iż fasada ochronki zbyt jest uboga. Chciałaby dodać dwie kolumny... Owe proste drzwi, bez żadnych ozdób, rażą ją; utrzymuje, iż są zbyt pospolite, nic niewyrażające... Pragnie, by nad niemi był ostrołuk z kolorowemi szybami... To rzeczywiście byłoby o wiele ładniejsze... Wszak tak?...
Ksiądz Faujas wpatrywał się w mówiącą, złożywszy ręce na białej komży, wzrok jego padał na nią z góry a wyraz twarzy miał niezwykle poważny. Marta chciała wstać, lecz nie mogła, słowa plątały się, niewyraźnie domawiając, pragnęła się rozbudzić, lecz wola odmawiała jej posłuszeństwa. Mówiła wszakże dalej:
— Będzie to nowy wydatek... nie wiem, jak zrobić?... może dać kolumny z prostego ciosowego kamienia i bez ostrołukowego wgłębienia, zamiast niszy może wprost tylko gzems?.. Sama nie wiem... trzeba się poradzić, zapytać... a może przedsiębiorca robót zechce nam pomódz... niechajby podał nam ceny tej lub innej zmiany. Należałoby jednak wpierw załatwić z nim poprzedni rachunek. Zdaja mi się, że wynosi dwa tysiące sto i coś franków. Ale mamy pieniądze; pani Paloque mówiła mi o tem właśnie dziś rano... Tak, to wszystko da się uskutecznić...
Spuściła głowę, nie mogąc znieść dłużej wzroku księdza, czuła, iż ten wzrok przygniata ją i odbie-