Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 6.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czyny. No! komu pragniesz podobać się hrabino?
— Niewiem, waham się jeszcze. Moje serce tak jak natura, nie znosi pustki i próżni. Dotąd nigdy jeszcze nie kochałam, a pragnę miłości! Wiem tylko jedno, że człowiek, który mnie uczyni marzycielką, nie będzie żadnym z elegantów Paryskich. Słabość charakteru w mężczyźnie, wstręt we mnie budzi. Żądam nad sobą władcy i pana. Czy on mi się ukaże? Czy przyjdzie kiedy?
— Przyjdzie, nie wątp o tem. Mogę nawet twierdzić, że niedługo na siebie da oczekiwać.
Szmaragdowe oczy kobiety nagle zapromieniały.
Nowoprzybyli goście otaczać ją zaczęli, musiała opuścić barona dla pełnienia obowiązków gospodyni domu.
— Dziwne istoty te kobiety, wyszepnął Croix-Dieu, śledząc wzrokiem uroczą hrabinę. Ta tu przynajmniej powinna być szczęśliwą. Jest piękną jak marzenie. Ma męża, którego jednym uśmiechem przykuć by mogła do siebie. Może rozsypywać złoto pełnemi rękoma dla zadowolenia wszelkich kaprysów i fantazji. Rządzi i panuje wszechwładnie. Czegóż jej więcej potrzeba? Nieboszczyk książę Leon Aleosco jak z psem z nią się obchodził. Mimo to przysiągłbym że go żałuje. Trzeba pocieszyć biednego Trejan’a.
Po krótkim tym monologu, Croix-Dieu zbliżył się do Jerzego, stojącego wciąż nieruchomie na tem samem miejscu i uścisnął mu rękę.
— Co ci mówiła moja żona? zapytał głucho artysta. Mówiła ci o mnie, wiem o tem. Skarżyła się, widziałem.
— Tak! mówiła żeś obszedł się z nią surowo w