Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 6.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kwestji dzisiejszego kostjmu, do którego wszakże sam myśl podałeś!
— Ach! ten kostjum! powtórzył Jerzy zaciskając pięści. Ten kostjum przeklęty, który tak bezwstydnie odkrywa jej wdzięki! Który ją wystawia prawie bez osłony, na bezczelne spojrzenia tych mężczyzn! Prosiłem, błagałem, groziłem, nic nie pomogło! Czemże więc tutaj ja jestem? Jaką gram rolę? Co pomyślą, co powiedzą ludzie o mężu, który zamyka oczy na podobną zniewagę? który toleruje takie skandale?
— Ależ przesadzasz! zawołał Croix-Dieu, wadzisz rzeczy w bardziej czarnych niż są kolorach.ł — Nic nie przesadzam baronie! rzeki Jerzy, i widzę rzeczy jak są rzeczywiście. Nie tylko, że mnie Fanny nie kocha, ale przysięgam ci, i stale w to wierzę, że nigdy mnie nie kochała!
— Czyste szaleństwo z twej strony, odparł Croix-Dieu. Czyż bez miłości zaślubiła by ciebie?
— Marzyła o tytule. Wzięła mnie, ażeby nazywać się hrabiną de Tréjan. Dziś, gdy nic więcej odemnie się nie spodziewa, wstrętnym dla niej się stałem, wstrętnym do tego stopnia, że nie stara się nawet tego ukryć przedemną. Kocham ją do szaleństwa! uwielbiam, a moje uniesienia denerwują ją tylko! Ta kobieta mocą prawa do mnie należy, ale nie miłością! Drżę na tę myśl, iż wkrótce zdradzić mnie może?
— Nie pleć banialuków. Twa żona jest uczciwą kobietą.
Jerzy wskazał ręką w stronę hrabiny przechadzającej się od jednej do drugiej grupy zebranych.