Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 5.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Będziesz ztąd do niej pisywał?
— Niech Bóg uchowa!
— Zatem wyrzekasz się spokojnie, z rezygnacją owej miłości, która niegdyś była twem życiem?
— Poddaję się nieszczęściu, które uderzyło we mnie jak gromem. Przyzywam całej odwagi, aby nie upaść pod śmiertelnym tym ciosem.
— Godna podziwu filozofia do jakiej nie sądziłem cię być zdolnym. Winszuję ci Andrzeju takiego męztwa! Cóż teraz zamyślasz uczynić?
— Szukać będę rozrywek. Będę się starał zapomnieć!
— Ha! ha! coraz lepiej! Stałeś się nagłe rozumnym jak mędrzec. Zbawienie na tej drodze czeka cię nieodwołalnie! Licz i na moją pomoc w tej mierze. Jednak na twojem miejscu nieporzucałbym tak prędko partji, przedstawiającej szansę wygranej.
San-Rémo potrząsnął głową.
— Gdybyś słyszał panią de Grandlieu, odrzekł, mówiłbyś inaczej. A jeżeli, o czem nie wątpię baronie, jesteś dla mnie prawdziwie życzliwym, zmień proszę tak dla mnie przykry przedmiot rozmowy. Nigdy mi nie mów o Herminii.
— Zastosuję się do twojej woli drogi mój chłopcze, odparł Croix-Dieu; nie wspominajmy o tem już więcej. Czy wiesz że nasz przyjaciel Jerzy Tréjan ożenił się przed niedawnym czasem?
— Słyszałem, że zawarł jakieś dziwne małżeństwo, tak mi przynajmniej mówił pan de Grandlieu.
— W każdym razie, zaślubił kobietę którą kochał, kobietę zachwycająco piękną, a obok tego i milionerkę.