Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 5.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tak, lecz zkąd ona przyszła do posiadania owych milionów?
— To nas nie obchodzi. Co do mnie, wierzę w uczciwe źródło pochodzenia owych pieniędzy, a nie wątpiąc o morganatycznem małżeństwie Fanny z owym księciem, wierzę zarówno i w jej wdowieństwo.
— Tem lepiej dla Jerzego, którego szczerze poważam.
— Ta nowa hrabina lubi szalenie światowe towarzystwa. Otwiera w dniu dzisiejszym świetne u siebie przyjęcia. Przyślą zapewne ci zaproszenie. Może chcesz ażebym cię tam wprowadził dziś wieczorem?
— Dziękuję.
— Przyjmujesz więc?
— Przeciwnie, odmawiam.
— Dla czego?
— Nie dla mnie miejsce tam gdzie się bawią.
— A przed chwilą mówiłeś że będziesz szukał rozrywek?
— Bezwątpienia, ale uczynię to później. Teraz byłoby na to zawcześnie. Smutne moje oblicze wniosłoby zimno wśród szczęśliwych ludzi.
Croix-Dieu nie nalegał już więcej. Rozmowa przeciągnęła się jeszcze czas jakiś, poczem Andrzej odszedł, pożegnawszy barona.
— Ha! ha! ów chłopiec nie ufa mi, pomyślał Croix-Dieu, chce prawdę ukryć przedemną, i wierzy naiwnie iż oszukać mnie zdoła. Nie ze mną jednak to sprawa! Gdyby to wszystko było na prawdę zerwanem, ów głupiec rozkochany miałby inną minę i wróciłby do swego poprzedniego postanowienia rozsadzenia sobie czaszki