Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 5.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tylko kokieterja?
— Niema najmniejszej wątpliwości, odparł San-émo. Ani razu w owym zimowym ogrodzie, powinieneś o tem pamiętać baronie, bo sam zwróciłeś na to uwagę, ani razu nie wymówiłem owego fatalnego wyrazu „Miłość.“ Skoro to słowo wybiegło nazajutrz z ust moich, podczas gdym klęczał u stóp Herminii, straszne następstwa to wywołało. Pani de Grandlieu zrozumiawszy nakoniec czego dotąd nie przypuszczała, odpowiedziała mi z zimną powagą nie pozostawiając żadnej nadziei.
— Dlaczego niepowtórzyłeś jej owej improwizacji?
— Na coby się to przydało? Powiadam ci, nastąpiło kompletne rozproszenie wszelkiego złudzenia.
Zamilkli oba.
— A zatem wicehrabina ci powiedziała, zaczął Croix-Dieu, powiedziała ci, że po owem krótkiem nieporozumieniu pragnęłaby, ażebyś opuścił ich pałac?
— Tak, powiedziała mi to w rzeczy samej.
— I odjechałeś pierwszym pociągiem.
— Jak widzisz baronie.
— Uwielbiam twoje posłuszeństwo!
— Mógłżem postąpić inaczej? Zresztą na co by mi się przydał dłuższy tam pobyt?
— Niepowracasz więc do Grandlieu?
— Nigdy!
— Jak prędko wicehrabia z żoną przyjedzie do Paryża?
— Nie rychlej jak w Listopadzie.
— Będziesz się z nimi natenczas widywał?
— Wypada mi złożyć choć jedną wizytę; na tem się skończy.