Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 4.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kropnę! To straszne!
— Dino, droga, ukochana, przypuszczasz więc tu wspólnictwo twej ciotki?
— Ach! niestety, zmuszoną jestem w to wierzyć. Mam za zbyt wiele powodów, utwierdzających mnie w tem przekonaniu.
— Siostra twej matki, ta, która powinna cię kochać, otaczać cię swoją opieką, bronić jak własne swe dziecię. Ta kobieta sprzedać cię chciała! Ach to potworne!
Dinah opuściła głowę w milczeniu.
— Nie powrócisz już do niej nigdy. Wszak prawda? pytał Oktawiusz.
— Boże! zawołało dziewczę, przestąpić próg jej mieszkania, wołałabym raczej rzucić się w Sekwanę! Znam ją zbyt dorze. Czego nie zdołała teraz dokonać, pragnęłaby uczynić w przyszłości.
— Cóż więc zamierzasz?
— Będę żyła samotnie.
— Lecz w jaki sposób.
— Dwie nas żywiła pensja teatralna. Odtąd, gdy myśleć mi wypadnie tylko o sobie, będę prawie bogatą.
— Teatr dla młodych kobiet jest bardzo niebezpiecznym.
— W czem taktem? Jeżeli jest się uczciwą, mój przyjacielu, zostaje się uczciwą, tak w teatrze jak i gdzie indziej, upewniam. Ja jestem tego dowodem.
— Dino, uwielbiana moja Diono, wszak powiedziałaś mi sama, odrzekł Oktawiusz, powiedziałaś w dniu, w którym wyznałem ci w sposób tak śmieszny, głupi i wstrętny zaiste, w którym wyznałem że cię kocham,