Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 4.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

drobnych paluszków Diny, po nad sobą jej oddech i muśnięcie włosów, zachował jednak milczenie, siedział, bez ruchu, nie okazując polepszenia.
Mimo to, dziewczę wprędce spostrzegło, że oddychanie młodzieńca regularniejszem być poczynało i że cały nacisk cierpienia ustępował. Przerwawszy więc swoje starania, cofnęła się nieco, a przekonana, iż Oktawiusz widzieć jej nie mógł, przypatrywać mu się zaczęła z uwagą, czego nie czyniła podczas całego trwania rozmowy.
Korzystnem musiało być zapewne wrażenie, otrzymane przez Dinę Bluet, gdyż po kilku minutowym egzaminie westchnęła, wyszepnąwszy te słowa:
— Jaka szkoda! Biedny młodzieniec.
Jakkolwiekbądź cicho one wymówionemi zostały, Oktawiusz dosłyszał je i zadrżał.
— Dinah uczuwa dla mnie współczucie, pomyślał, a więc nie chowa urazy do mnie, ani nienawiści, może więc jeszcze mnie kochać.
Tu poruszył się lekko, następnie uniósł się na krześle, jak człowiek, ze snu zbudzony.
Dziewczę zbliżyło się ku niemu.
— Jakże pan czujesz się teraz? zapytała.
— Znacznie lepiej, dzięki tobie pani, tobie aniołowi miłosierdzia, który za złe, dobrem oddajesz!
Dinah się uśmiechnęła.
— Dobrem za złe? powtórzyła, inaczej pan mówiłeś przed chwilą.
— Byłem naówczas szalonym.
— Szalonym? a teraz?