Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 4.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

poczęło. Obciął się ukłonić i odejść, ale zaledwie postąpił parę kroków, zachwiał się i upadł na fotel, stojący w pobliżu. Usiłował pochwycić powietrze, ale nadaremnie. Żyły wyprężyły mu się na skroniach, złowrogie czerwone, plamy ukazały się na jego bladych policzkach. Przyłożył chustkę do ust i odjął ją pełną krwi.
Dinah krzyknęła przerażona.
— Boże! mój Boże! wołała, pochylając się nad nim. Co panu jest?
— Nic, nic! Umieram, ot! wszystko, wyszepnął. Jeżeli przykrość pani pomimowolną sprawiłem, oddałaś mi ją nawzajem. W każdym razie winniejszy jestem od ciebie, ponieważ pani mnie nie kochasz a ja cię uwielbiani!
Nie mógł mówić więcej. Krew rzuciła mu się ustami powtórnie, pochylił głowę na poręcz krzesła, pozostając bez ruchu i bez przytomności prawie.
— Boże! to prawda, on umiera! wyjąknęła Dinah z przestrachem. Nie mogę dozwolić mu tak umrzeć. Co począć?
Wszystkie prawie młode dziewczęta mają w sobie silnie rozwinięte uczucie litości, serce Diny Bluet do tych wyjątków nie należało. Widząc Oktawiusza w niebezpieczeństwie, dziewczę zapomniało o wszelkiej do niego urazie. Pobiegła do przyległego pokoju szukać octu i świeżej wody, którą maczała z lekka czoło i skronie młodzieńca, przykładając mu do nosa chustkę w occie zmoczoną.
Omdlenie niezręcznego rozkochanego ustępowało, mimo że Oktawiusz pragnął jak najdłużej czuć dotknięcie