Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jaką uroczystość, oświetlały wspomnione pokoje. Niesłychanie wielkie ogniska płonęły na czterech olbrzymich kominkach, rzucając żywe światło i ciepło. Wschodnie kadzidła, umieszczone w srebrnych przeźroczystych szkatułkach, rozsiewały rozkoszną woń do koła.
Stolik z jednen nakryciem, zastawiony był srebrnemi i kryształowemi naczyniami dziwnego starożytnego kształtu, oraz zimnemi i gorącemi potrawami, tudzież flakonami wina czerwonego, żółtego i złotawej barwy.
Ów widok nieznany do tego stopnia oddziałał na moją wyobraźnię, iż zapomniałam, że w owej chwili należało mi się zająć czem innem.
Służąca zaczęła znowu w swej niezrozumiałej dla umie mowie coś opowiadać mi szybko i długo. Gestem nakazałam jej milczenie. Uciekła się do mimiki, dając mi znak, abym usiadła przy stole, gdzie usługiwać mi będzie.
Co wieczór, wróciwszy do siebie z teatru, jadłam lekką wieczerzę. Jest to zwykłym zwyczajem śpiewaków i aktorów, zmuszonych wcześnie obiadować a ztąd bez wielkiego apetytu. Po tak wczesnym posiłku, umierałam prawie z głodu i pragnienia.

XXIX.

Przynęcający pozór zastawionych potraw zwiększał mój apetyt, tem bardziej, że jestem nieco łakomą. Co chcesz? posiadam wad za wiele. Siadłam więc przy stole. Nagle przyszła mi na myśl pewna uwaga.
— Rzecz nie zaprzeczona, mówiłam sobie, iż zostałam wplątaną w zawiły melodramat a nie masz poda-