Przejdź do zawartości

Strona:PL Robert Louis Stevenson - Skarb z Franchard.pdf/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Doktor dzielił czas pomiędzy chłopca i pogodę i czuł się w swym żywiole: miał bowiem teoryę do wykazania. Siedział z zegarkiem w ręku i barometrem przed sobą, oczekując na szturmy orkanu i notując ich wpływ na puls ludzki.
— Dla prawdziwego filozofa — dowodził z rozkoszą — każde zjawisko w naturze jest zabawką.
Przyniesiono mu list z poczty, ale ponieważ właśnie wtedy zerwał się ponownie wicher, doktor wsunął list niefrasobliwie do kieszeni, podał takt Janowi-Maryi i za chwilę obaj na wyścigi liczyli uderzenia swych pulsów, jak gdyby szło o zakład. Z nadejściem nocy wiatr przeszedł w huragan. Szturmował do wioski ze wszystkich stron, jakby z bateryj armatnich. Domy drżały w posadach, trzeszcząc głucho. Gorejące głownie z ogniska spadały na podłogę. Ludzie nie mogli spać z przerażenia i hałasu i siedzieli z pobielałemi twarzami, nasłuchując.
Dopiero około północy rodzina doktora Desprez udała się na spoczynek. Po wpół do pierwszej, gdy burza dosięgła szczytu, doktor ocknął się nagle z niespokojnego snu i siadł na łóżku. Jakiś łoskot brzmiał mu ciągle w uszach, ale czy pochodził on z tego świata, czy też ze świata snów, nie umiał sobie zdać sprawy. Rozległ się nowy ryk wichru. Towarzyszył mu chwiejny, zataczający się ruch całego domu i wnet potem doktor usłyszał suchy szczęk dachówek, spadających, jak katarakta, do strychu po nad jego głową. Nie namyślając się chwili, ściągnął Anastazyę przemocą z łóżka.
— Biegnij! — krzyknął, wciskając jej w ręce jakieś okrycie. — Dom się wali! do ogrodu!
Nie dała sobie tego dwa razy powtarzać, w mig znalazła się na dole. Nigdy przedtem nie posądzała siebie o taką zwinność. Doktor tymczasem z szybkością wprawnego skoczka, nie zważając na strzykanie w goleniach,