Przejdź do zawartości

Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.3.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kować Panu Bogu, na nos niema, dziewki cię i tak rady widzom, samy za tobom ciągnom, je coz ci tys za niewolo z wesołemi hodzić? A grzyk! Hej, Jasiu, grzyk i obraza Pana Boga. Wies, jako to wysło strycnemu dziadkowi, Jantoskowi, co dobrym hłopem bywał? Do dziśka nik niewie, ka głowe połozył.. Przepod kajsi, jak kamień we wode, a tak pedajom, ze go moze i złe porwało. Bo ta z tej wosołości zbójeckiej nic! Ku wesołym przistał — padajom — a on ku przeklentym. Déj to krziwda ludzko, złodziejstwo, krew, O mój Jasiu, Jasicku, nie hojdze tys więcyl ś niemi, nie hojdze! Bo jus cujem, ze dziś a jutro kces iść. Widziałak cie rano nóz cyścić i piscolce opatrzować.
— Je — przerwał jej Jaś, — kie ty temu nie rozumies. Dziewka i dziewka — jedno, a drugie, bo pojedna toby sama za bucki hipła, dziewkaś śumna, co raty. Walcocka cysto, ale ześ ty jakosi tako, co drugiej takiej niema. Nie odnogaś od rodu, bo ci nie mas co prziganić; ze serce w tobie nie naskie. Nijakiej hardości w tobie niema. A pote ty temu nie rozumies, jakok ci pedział.
— Zje cemu, Jasiu, zje cemu?
Jasiek splótł obie ręce między kolanami i pochylił się naprzód.