Strona:PL G de Maupassant Życie.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

by pocałunek złożyć na jej skrzydełkach. W tej chwili byłaby całowała nie wiedzieć co. Przypomniała sobie, ze w głębi szufladki schowała była kiedyś starą lalką; wydobyła ją i przyglądała się jej z radością, z jaką witamy przyjaciół ukochanych, a przyciskając ją do piersi, gorącymi pocałunkami okrywała malowane policzki i len jej włosów.
I trzymając ją w objęciach, rozmyślała.
Byłżeby On małżonkiem, zapowiedzianym tysiącem głosów tajemnych, przez Opatrzność nieskończenie dobrotliwą rzuconym oto na jej drogą życia? Byłżeby on człowiekiem, dla niej stworzonym, któremu ma oddać swe istnienie? Byliżby oboje dla siebie przeznaczeni, by uczuciem wzajemnem złączyć sią, zespolić, stopić nierozerwalnie, zrodzić Miłość?
Nie doznawała jeszcze tych porywów gwałtownych całej swej istoty, tych uniesień szalonych, tych wzruszeń głębokich, które uważała za miłość; zdawało jej się jednak, ze zaczyna go kochać, bo na myśl o nim opanowywało ją nieraz dziwne omdlenie, a myślała o nim ustawicznie. Jego obecność niepokojem przepełniała jej serce; czerwieniała i bladła, spotykając się z jego spojrzeniem, a dreszcz ją przebiegał na dźwięk jego głosu.
Mało spała tej nocy.