„Pani Janino, proszę wracać jak najprędzej bo nie poślę już więcej pieniędzy. Co do pana Pawła, to, ja do niego pojadę, gdy otrzymamy od niego jakąś wiadomość.
Janina ruszyła z powrotem do Bateville w ranek śnieżysty i bardzo mroźny.
Od tego czasu przestała wychodzić z domu, przestała wogóle się poruszać. Co dnia wstawała o tejsamej godzinie, wyglądała oknem, by zobaczyć, jaka jest pogoda, i schodziła do jadalni, by usiąść naprzeciw ognia, przy kominku.
Tak spędzała całe dnie, znieruchomiała, z oczyma utkwionemi w płomieniu, pozostawiając bieg swobodny żałosnym myślom i idąc za smutnym korowodem swych nieszczęść. — Mrok obejmował stopniowo małą salkę, a ona wciąż siedziała bez ruchu, od czasu do czasu tylko dorzucając drew do ogniska.
Rozalia wnosiła następnie lampę i wołała:
— Cóż to, pani Janino, trzeba się trochę rozruszać, bo pani nie będzie znów mogła jeść obiadu.