Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Życie.djvu/296

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

grody, postanowili odstawić zwłoki do zamków.
Sprowadzono tedy dwa wózki. Wyłoniła się jednak nowa trudność. Jedni twierdzili, że nalezy podścielić tylko słomę, inni utrzymywali, że wypada podłożyć sienniki.
Kobieta, która już wpierw zabierała głos, krzyczała
— Przemokną od tyła krwie, i trza bedzie to prać, a świżą dawać słomę.
Wtedy gruby jakiś wieśniak o twarzy wesołej odparł:
— Przecie zapłacą. Jak bedzie ładniej, to lepiej zapłacą.
Argument ten okazał się przekonywującym.
I obydwa wózki, na wysokich kołach, bez resorów, ruszyły powoli krok za krokiem, jeden na prawo, drugi na lewo, chybocząc i trzęsąc na nierównej drodze ostatnimi szczątkami istot, które obejmowały się uściskiem miłosnym i już się nie spotkają.
Hrabia, zobaczywszy zlatującą ze stromej pochyłości budę, zaczął uciekać co sił, wśród wichru i nawałnicy. Pędził tak przez kilka godzin, przesadzając skarpy, obalając płoty, aż dopiero wieczorem, sam nie wiedząc jak, znalazł się w zamku.
Służba przerażona czekała, by go zawiadomić, że oba konie wróciły bez jeźdźców.