Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Życie.djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zastała go czytającego brewiarz w ogródku, pełnym drzew owocowych.
Po kilku minutach rozmowy o tem i owem wyjąkała, czerwieniejąc:
— Chciałabym się wyspowiadać.
Osłupiał, poprawił okularów, by się jej lepiej przyjrzeć, wreszcie się zaśmiał:
— Sądzę jednak, że zbyt ciężkich grzechów pani mieć nie będzie.
Zmieszała się do reszty i odparła:
— Nie; chciałabym tylko poprosić o radę, o radę... tak... tak... przykrą... że nie śmiem o tem mówić.
W jednej chwili zmienił swą minę dobroduszną na wyraz uroczysty.
— A zatem, moje dziecko, przejdźmy do konfesyonału.
Ale ona go powstrzymała, niezdecydowana, czując nagle pewne skrupuły mówienia o tych rzeczach krępujących w uroczystej ciszy pustego kościoła.
— Albo... nie... proszę księdza proboszcza... ja mogę... mogę... ostatecznie powiedzieć tu, co mnie sprowadza. Możebyśmy usiedli tam, w altance?
Powolnym krokiem zmierzali ku altance. Ona szukała słów, jakby się tu wyrazić, jak zacząć. Usiedli.
A wtedy, jakby się spowiadając, zaczęła: