Strona:PL G de Maupassant Życie.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

lera, przydawały jeszcze śmieszności jego niezręczności i trwodze.
Zaczęli jechać teraz wolnym kłusem. Droga prowadziła między dwoma w nieskończoność biegnącymi gąszczami zarośli, pokrywającymi całe wzgórze, jakby płaszczem.
Były to zwoje nieprzeniknione, z zielonych buków, jałowca, krzewów, mastyki, wrzosów, oleandrów, myrtów, bukszpanów, które oplatały znów i łączyły wzajem powoje, pnącze, paprocie olbrzymie, wiciokrzewy, szczodrzenice, rozmaryny, lawendy, jeżyny, rzucając na grzbiety gór runo nierozwikłalne.
Uczuli głód. Przewodnik przyłączył się do nich i zaprowadził do jednego z tych czarująccych źródeł, tak częstych w tym skałami poszarpanym kraju. Wąziuchna, krągła niteczka wody lodowatej, tryskająca z otworu skalnego i płynąca po listku kasztana, przygotowanym przez któregoś przechodnia, by drobną strugę doprowadzić wprost do ust, sączyła się z cichym szmerem.
Janina czuła się tak szczęśliwą, że miała ochotę wyrzucać z siebie okrzyki radości.
Ruszyli dalej, zstępując już teraz stromą drogą ku zatoce.
Wieczorem minęli Cargese, wieś grecką, założoną kiedyś przez kolonię przybyszów, wydalonych z ojczyzny. Rosłe, piękne dziewczęta,