Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Życie.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

na plecach nabitą strzelbę, starą broń zardzewiałą, a straszną w ich rękach.
Zabójcza woń pachnących roślin, pokrywających wyspę, zdawała się zgęszczać powietrze, a droga, coraz to bardziej stroma, wznosiła się wzdłuż długich łańcuchów gór.
Granitowe szczyty, różowe lub błękitne, nadawały rozległemu krajobrazowi koloryt baśniowy; a na niższych grzbietach olbrzymie lasy kasztanów wyglądały niby zielone zarośla, wobec olbrzymich wyniosłości tego kraju.
Od czasu do czasu przewodnik, podnosząc rękę w kierunku poszczerbionych gór, rzucał jakąś nazwę. Janina i Julian patrzyli, nic nie widząc, a po chwili dopiero odkrywali coś szarego, czyniącego wrażenie kamieni, spadłych ze szczytu. Była to wioseczka lub osada z granitu, zawieszona, przyczepiona, istne gniazdeczko, prawie niewidzialne na ogromnej górze.
Ta długa podróż krok za krokiem drażniła Janinę.
— Pocwałujmy trochę — rzekła i popuściła koniowi cugli.
Po chwili, nie słysząc galopu drugiego konia, odwróciła się i szalonym wybuchnęła śmiechem, ujrzawszy dopędzającego ją męża, bladego, trzymającego się grzywy zwierzęcia i podskakującego na siodle do utraty równowagi. — Jego piękność, zgrabna figura „pięknego kawa-