Strona:PL G de Maupassant Życie.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

o zgrabnych biodrach, długich rękach i smukłej kibici, nad wyraz wdzięczne, półkolem ugrupowały się koło studni. Julian rzucił im: „Dobry wieczór“, a one odpowiedziały głosem śpiewnym, w melodyjnym języku swej porzuconej ojczyzny.
Przybywszy do Piana, musieli prosić o gościnność, jak w czasach starożytnych i w krajach nietkniętych przez cywilizacyę. Janina drżała z radości, wyczekując otwarcia się drzwi, do których Julian zapukał! Och! to się zowie podróż prawdziwa, z wszystkiemi niespodziankami dróg niezbadanych.
Trafili właśnie na młode małżeństwo, które ich przyjęło, jak dawni patryarchowie przyjmować musieli gości, zesłanych przez Boga. Spędzili tedy noc na sienniku z kukurydzanki, w starym domu, nawskróś spróchniałym, którego części drzewne, stoczone przez robactwo, służące za plac wyścigowy czerwom, trzeszczały, zdawały się żyć i wzdychać.
Wyjechali o wschodzie słońca i wkrótce przystanęli naprzeciw lasu, prawdziwego lasu z purpurowego granitu. Były tam szczyty, kolumny, wieżyce, postacie zastanawiające, wyrzeźbione przez czas, wichry żrące i mgły nadmorskie.
Niektóre z tych skał zdumiewających, wysokie na trzysta metrów, to znów niskie, krągłe,