Przejdź do zawartości

Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie ma najmniejszej wątpliwości — odparł Paweł z naciskiem. — Nie jestem grzeczniejszy od każdego z tych mebli albo posągów w czarodziejskim pałacu pani. Moja rola jest zupełnie taka sama jak ich rola, to jest powinienem stać na miejscu gdzie mię postawiono, i nie mieć żadnego zdania o rzeczach i osobach, których widzenie mi przypisują.
— A których w rzeczywistości pan nie widzisz?
— Których w rzeczywistości nie widzę.
— Tak pan jesteś olśniony?
— Tak jestem krótko widzący.
Cezaryna wstała z gniewem, którego nawet ukryć się nie starała. Po raz pierwszy go w niéj dostrzegłam i dlatego dostałam jakby zawrotu głowy, nie dozwalającego mi znaleźć słowa, któreby ocaliło, jak powiadają, położenie.
— Moja kochana przyjaciółko — rzekł, odbierając mi nagle wachlarz, który machinalnie trzymałam, — siostrzeńca twego znajduję bardzo dowcipnym, ale jest to złe serce. Bóg mi świadkiem, że naznaczając mu schadzkę pod tą mimozą, przystępowałam do niego jak siostra do brata, którego rysów jeszcze nie zna; widziałam w nim twego przybranego syna, jak ja jestem twoją córką przybraną. Każde z nas odbyło już na swą rękę podróż życia i nabrało pewnego doświadczenia, o którém mogliśmy po przyjacielsku pomówić. Widzisz jak mię przyjął. Poniosłam wszystkie koszta, — tak mi nakazywał obowiązek względem ciebie, ale na teraz pozwól, że