Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się tego wyrzeknę. Jego wstręt ku mnie jest rzeczą tak niegodziwą, że poczytuję sobie za obowiązek względem siebie samej nic dbać wcale o niego.
Chciałam odpowiedzieć; Paweł dla przeszkodzenia temu ścisnął mię za ramię tak silnie, że nie mogłam krzyku powstrzymać.
Cezaryna to spostrzegła i uśmiechnęła się z wyrazem pogardy bardzo podobnéj do nienawiści. Odeszła. Paweł zatrzymywał mię ciągle.
— Daj jéj pokój ciociu, niech sobie idzie — rzekł do mnie, kiedy Cezaryna wyszła z tego gaiku. — Przysięgam ci, że ta dziewczyna jest szaloną albo złą. Przyzwyczaiła się do panowania nad wszystkiém; swą drobną nóżkę chce położyć na głowach wszystkich!
— Nie — odpowiedziałam — ona jest dobrą. To dziecko zepsute, cokolwiek zalotne — oto i wszystko. Cóż ci to szkodzi?
— To prawda ciociu, cóż mi to szkodzi?
— Dla czego drżysz?
— Nie wiem. Alboż ja drżę?
— Ty jesteś w gniewie, równie jak i ona. Posłuchaj, cóż to się stało? co ci mówiła kiedym do was przyszła? Czy rzeczywiście schadzkę ci tę naznaczyła?
— Tak jest, jakiś służący w chwili kiedym chciał się wynieść, bo nie myślę przepędzać nocy na balu, — oddał mi ten świstek papieru... Czy go zgubiłem?.. Nie, oto go masz, patrz: „W małéj galeryi w kształcie gaiku, u stóp największego naczynia, pod największym krzakiem, natychmiast”. Czy to ty ciociuniu, to napisałaś?