Przejdź do zawartości

Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie. Myślał o czém inném. Mój siostrzeniec nie grzeszy ciekawością, i o ile mi się zdaje, bardzo mało zmysłu artystycznego.
— A za to, posiada wiele, przerażająco wiele, zmysłu pozytywnego.
— Wyraz przerażająco, jest zanadto ostrym; ale wyznaję, że znajduję go zanadto sztywnym w swéj cnocie, a nawet trochę odludkiem na swój wiek. Będę się starała uleczyć go z nieufności zdziczenia.
— Na przyszłą zimę przedstawisz mi pani?
— Nie sądzę, ażebym go mogła skłonić do te go; jest to natura tego rodzaju, że słodycz nic a nic nie przeszkadza uporowi.
— A więc jest podobny do mnie?
O! wcale nie, to twój kontrast. On wie zawsze czego chce i czém jest. Zamiast wpływać na innych, zamyka się w swojém prawie i w swoim obowiązku, stawiając przed sobą przegrodę, którą nie zawsze chwalić mogę, ale którą trzeba mu przebaczyć dla innych jego przymiotów.
— Jakich przymiotów? nie widzę ich znowu tak wiele!
— Prawość, odwaga, skromność, duma, bezinteresowność, a nadewszystko przywiązanie do mnie.
Przerwało nam wejście do salonu markiza de Rivonnière. Cezaryna rzuciła okiem w zwierciadło, a przekonawszy się że jéj ubraniu i układów nic zarzucić nie można, opuściła mię i poszła go przyjąć.
Należałoby mi w téj chwili wpleść do mojego