Przejdź do zawartości

Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

opowiadania tę osobistość, która od kilku tygodni była najczętszym gościem ze wszystkich wiejskich sąsiadów; — sądzę atoli, że lepiéj nie przerywać sobie i pozostawić Cezarynie możność odmalowania człowieka, który otwarcie o jéj rękę się ubiegał.
— Co pani myślisz o nim? — zapytała mię, wróciwszy.
— Nie jeszcze — odpowiedziałam — chyba to tylko, że ma piękne ułożenie i piękną, twarz. Nie bywam w salonie jeżeli twój ojciec albo ty nie żądacie mojéj obecności, i widziałam markiza zaledwie dwa albo trzy razy.
— Dobrze, więc żądać będę na przyszłość twojéj obecności, droga pani, kiedy markiz tu przyjdzie. Ciocia źle spełnia swój obowiązek i pozwala mu robić mi grzeczności.
— Twój ojciec mówił mi, że jego częste bywanie i grzeczności nie są mu niemiłe i że się wcale temu nie sprzeciwia, ażebyś miała czas go poznać. Taki zdaje mi się stanął układ między nim a panem de Rivonnière. Pani zadecydujesz, czy chcesz prędko wyjść za mąż, a w takim razie zaproponują ci tę partyę, która jest zaszczytną zarazem i świetną. Jeżeli jéj nie przyjmiesz, powiedzą że nie chcesz się jeszcze ustalić, a pan de Rivonnière uważać się będzie za człowieka, który nie umiał zmienić twego postanowienia.
— Toż samo powiedział mi właśnie i ojciec, ale tego co rzeczywiście myśli, nie powiedział ani pani ani mnie.
— Cóż on myśli podług ciebie?