Przejdź do zawartości

Strona:Jean Webster - Właśnie Inka.pdf/289

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rzeć się dłoni. Zakłopotany, starał się wydrzeć jej ręce, ale ona trzymała je silnie i uporczywie, jak małpka.
— Widzę damę! — objawiła nagle.
— Wysoka, młoda dama — bure oczy, złote włosy, bardzo piękna — odezwała się Ludka z podłogi jak echo, pochyliwszy się naprzód i pilnie przyglądając się damie „coeur“.
— Ale ona sprawia panu dużo kłopotu — dodała Inka, marszcząc się nad jakąś linją na jego dłoni — widzę tu małą kłótnię.
Brwi pana Gilroy ściągnęły się. Scena mimowoli zaczęła go interesować.
— Pan ją bardzo kochać — oznajmiła Ludka z podłogi.
— Ale pan jej już nie widuje — zawtórowała Inka — raz, dwa, trzy, cztery miesiące, pan jej nie widzieć, nie gadać z nią. — Spojrzała w jego zdziwione oczy. — Ale pan codzień myśli o niej.
Zrobił szybki ruch, jakby chciał odejść, ale w tej chwili Inka dodała nowy szczegół:
— Ta wysoka, piękna dama także bardzo nieszczęśliwa. Nie śmieje się już tak, jak dawniej.
Stanął i czekał z trwożną poniekąd ciekawością, co powie mu dalej.