Przejdź do zawartości

Strona:Jean Webster - Właśnie Inka.pdf/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pan Gilroy siedział oparty o poręcz krzesła i spoglądał na nie surowo, ale nie bez humoru.
— Skąd wiecie, jak się nazywam — zapytał.
Inka skinęła ręką w stronę otwartego okna i dalekiego horyzontu — widnego między szopami z węglem i halami maszynowemi.
— Cyganie znają różne znaki — tłumaczyła mętnie. — Niebo, wiatr, chmury — wszystko mówi, tylko wy nie rozumiecie. Mam dla pana nowinę — panie Wawrzyniec K. Gilroy — i przyszłyśmy zdaleka, aby panu wróżyć. — Z patetycznym gestem wskazała na zniszczone obuwie i pończochy. — Bardzo zmęczone. Idziemy zdaleka.
Pan Gilroy sięgnął ręką do kieszeni i wyjął dwie srebrne półdolarówki.
— Macie tu pieniądze, ale teraz mówcie już prawdę! Co to za komedje i skąd, do djabła, wiecie, jak się nazywam.
Wzięły pieniądze i dygnęły mu, nie odpowiadając na niewygodne pytanie.
— My panu wróżyć — rzekła Ludka, zmierzając prosto do celu. Wyjęła talję kart, usiadła na podłodze i rozłożyła karty wkoło. Inka ujęła ręce gentlemana w swoje małe, ciemne od czarnej kawy łapki i odwróciła je tak, aby móc przyj-