Przejdź do zawartości

Strona:Jean Webster - Właśnie Inka.pdf/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kulisami. Inka przysiadła na połamanym stołeczku, a towarzyszowi swemu podsunęła pieniek.
— Na myśl im nawet nie przyjdzie zajrzeć tu — szepnęła. — Marcin jest za tłusty, aby móc przeleźć.
Małe, zakratowane okienko przepuszczało trochę bladego światła księżycowego tak, że mogli się sobie wzajemnie przyjrzeć. Mężczyzna, miało się wrażenie, wciąż jeszcze nie czuł się swojo w obecności Inki, trzymał się od niej na swym pieńku jak najdalej. W tej chwili wycierał głowę rękawem swej kurtki i długo w skupieniu przyglądał się śmietanie. Widocznie nie umiał sobie zdać sprawy z tego, co to za substancja. W błyskawicznym rozwoju wypadków nie zauważył placka.
Ince udało się jedno oko wycelować na niego.
— Ja się już zupełnie rozpływam — szepnęła. — Nie mógłby pan rozwiązać tego węzła.
Pochyliła głowę i nadstawiła kark.
Mężczyzna mógł się teraz częściowo upewnić co do ludzkiej natury towarzyszki, wobec czego posłusznie zaczął rozplątywać węzeł drżącemi rękami. Nareszcie udało mu się go rozwiązać i Inka z westchnieniem ulgi wystawiła głowę