Przejdź do zawartości

Strona:Jean Webster - Właśnie Inka.pdf/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tego umieszczono mnie z czterema dziewczętami na poddaszu, a Tomasz pojechał do mego syna, Tomasza. Żona Tomasza powiedziała, że Tomasz może sypiać w kuchni za noszenie drzewa i wody, ale obojga nas wziąć do siebie nie może, ponieważ ma lokatorów.
Inka z zadartą głową siedziała przez chwilę w milczeniu, starając się wyciągnąć jakiś sens z tej mieszaniny Tomaszów.
— To naprawdę bardzo smutne! — próbowała pocieszyć kobiecinę, kładąc ze współczuciem rękę na kolanach staruszki.
Oczy babci Flannigan napełniły się łzami starości, zawsze gotowej do płaczu.
— Nie skarżę się, bo taki już jest zwyczaj tego świata. Starzy ludzie muszą młodym schodzić z drogi i robić im miejsce. Ale to osamotnienie, a on jest daleko! Żyliśmy razem czterdzieści siedem lat i poznaliśmy się dokładnie.
— Ale pani syn nie mieszka bynajmniej tak daleko — pocieszała Inka, jak umiała. — Widuje pani Tomasza bardzo często.
— Właśnie, że nie. Mąż chory na reumatyzm, a mieszkając o półtora mili, jest jak umarły.
Wskazówka na zegarze wskazywała kwadrans na szóstą, wobec czego panienki wstały. Miały