Przejdź do zawartości

Strona:Jean Webster - Właśnie Inka.pdf/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jeszcze przed sobą pół mili, a musiały się jeszcze przebrać przed kolacją.
Przy rozstaniu staruszka uchwyciła się mocno ręki Inki. Zdawało się, że ta odrobina przelotnego współczucia jest dla niej większą pociechą, niż całe aż nazbyt liczne pokolenie wnuków.
— Czyż to nie straszna rzecz być starym i siedzieć tak, czekając na śmierć? — zadrżała Inka, kiedy spojrzały w ciemność na polu.
— Straszne! — potwierdziła Ludka całem sercem. — Spieszmy się, bo inaczej spóźnimy się na kolację, a dziś są kurczęta.
Szły szybkim krokiem, który nie pozwalał im mówić; ale myśl Inki pracowała równie szybko, jak jej nogi.
— Przyszła mi do głowy wspaniała myśl — wyrzuciła z siebie, kiedy już wchodziły we wrota i szły drogą wjazdową ku wielkiemu, jasno oświetlonemu domowi, wyciągającemu na ich powitanie wielkie skrzydła.
— Jaka myśl? — zapytały.
Na spotkanie ich wybiegł szybki, uporczywy dźwięk gongu i natychmiast za oknami zaczęły mijać pospiesznie sylwetki — wołanie na kolację miało widać większy posłuch, niż wzywanie do nauki.