Przejdź do zawartości

Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/509

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stało z ludzkości, a demony roją się, jak robaki w padlinie? Czyż zbrodnie nie chodzą dziś nago po ulicach? Czyż pycha i żądza pomsty nie zatruła dusz wszystkich? Wszakże stan jeden powstaje przeciw drugiemu i naród przeciw narodowi! Nienawiść rozgorzała płomieniem w całym kraju, a krwiożerczość ryczy paszczami dział. Duch boży uciekł nawet z samego domu Boga, z jego, krwią ochrzczonej gminy. Samowola i pycha biją się o pierwsze miejsce w Kościele. Zaprawdę, powiadam ci, bliski jest już dzień Sądu! Biada temu kogo potępi.
Wyprostował się i podniósł dłoń groźnie w niebo. Ale nagle złamał mu się głos, opuścił ramię i rzekł łagodnie i pojednawczo:
Daj mi rękę, droga siostro! Narazie nie rozumiesz mnie, ale wierzę niezłomnie, że i dla ciebie wybije godzina. Wówczas pojmiesz pełna przerażenia, że ten kto kocha życie, utracić je musi. Znam duszę twą, Betty. Pójdziesz w moje ślady... Przyrzeknij mi to!
Uczyniła, co chciał, gdy jednak odszedł, poszła w gęstwę leszczyny, gdzie jej nikt nie mógł widzieć, i załamała rozpacznie ręce.

Sigrid i mała Dagny siedziały na wybrzeżu i bawiły się. Przed samym obiadem zawołano je do ojca, który, ku zdumieniu obu, podnosił je w górę raz po razu, całując czule w oczy i policzki. Zdumienie ich wzrosło jeszcze, gdy się dowiedziały po jedzeniu, że mają się ubrać, bo pójdą z ojcem na przechadzkę. Czegoś takiego nie zapamiętały dotąd i choć miały już na głowach wielkie, helgo-