Przejdź do zawartości

Strona:Emilka dojrzewa.pdf/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tadzio zaś uważał, że Emilka ślicznie wygląda w świetle księżyca, zachwycał się jej ciemnemi lokami, jej śnieżną szyją i wielkiemi, tajemnicy pełnemi oczami. Objął ją nieco mocniej ramieniem, a duma Murrayowska i godność Murrayowska nie zaprotestowały i tym razem.

— Emilko — szepnął Tadzio — jesteś najsłodszą dziewczynką na świecie.

Te słowa zostały wyszeptane tyle razy przez tylu chłopców do ucha tylu dziewcząt, że powinny być niemal zabronione. Ale gdy się je słyszy po raz pierwszy, w magicznej godzinie przed rokiem dwudziestym, są one tak nowe, oryginalne i przecudowne, jakgdyby zostały wykradzione z raju. Starsze panie, bądźcie szczere, przyznajcie, że kiedy usłyszałyście ongi owe słowa po raz pierwszy w życiu z ust jakiegoś nieśmiałego wielbiciela, zadrżałyście ze wzruszenia i że była to wielka chwila w waszem życiu. Emilka doznała uczucia dziwnej słodyczy, była oszołomiona i przerażona zarazem. Wrażenie to było dla jej serca tem, czem „promyk” był dla jej ducha. Emilce przyszło na myśl, że Tadzio jest jej tak bliski, jakgdyby był jej braciszkiem, że powinni się pocałować, jak brat i siostra. Tadzio jednocześnie myślał to samo. Ale do tego nie doszło.

Jakiś cień sunął od bramy i kierował się ku nim przez ogródek, okalający kościół. Cień ten zbliżył się do nich i dotknął ramienia Tadzia. Emilka spojrzała. Pani Kent stała przy nich, bez kapelusza i patrzyła na nich wzrokiem tragicznym, co podkreślał jeszcze bardziej jaskrawy blask księżyca.

Emilka i Tadzio zerwali się na równe nogi, jakby

71