Przejdź do zawartości

Strona:Emilka dojrzewa.pdf/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jak się to stało, że przyszedłeś, Tadziu?

— Usłyszałem, że mnie wołasz — odrzekł. — Wołałaś mnie, czy nie?

— Tak — odrzekła Emilka powoli. — Zawołałam cię, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam pana Morrisona. Ale, Tadziu, nie mogłeś mnie słyszeć, żadną miarą! Wasz dom jest położony o milę stąd.

— Słyszałem twój głos — odrzekł Tadzio z uporem. — Spałem i twoje wołanie mnie zbudziło. Krzyczałaś: „Tadziu, Tadziu, ratuj mnie”. To był twój głos, słyszałem go tak, jakbym stał o dwa kroki od ciebie. Wstałem, ubrałem się śpiesznie i przybiegłem tutaj, jak mogłem najrychlej.

— Skąd wiedziałeś, że jestem tutaj?

— Skąd?... no, tego nie wiem — odrzekł Tadzio, zmieszany. — Nie zastanawiałem się nad tem. Poprostu wiedziałem, że jesteś w kościele, że stąd mnie wołasz i biegłem tu, jak mogłem najszybciej. To wszystko jest bardzo... niejasne — dodał niepewnym głosem.

— To... to mnie trochę przeraża — rzekła Emilka, wzdrygając się. — Ciotka Elżbieta mówi, że ja mam dar jasnowidzenia... pamiętasz historję z matką Ilzy? Pan Carpenter mówi, że jestem dobrem medjum... nie wiem, co to znaczy właściwie, ale zdaje mi się. że wołałabym być czem innem.

Znowu się wzdrygnęła. Tadziowi przyszło na myśl, że jej jest zimno, a nie mając niczego, czemby ją mógł otulić, otulił ją własnem ramieniem. Uczynił to ruchem trochę wahającym, bo nie był pewien, co na to powie duma Murrayowska i godność Murrayowska. Emilce nie było zimno w fizycznem znaczeniu tego wyrazu, tylko odczuwała wielką potrzebę ciepła w

69