Przejdź do zawartości

Strona:Emilka dojrzewa.pdf/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Włosy jej stanęły na głowie, wielki, kroplisty, zimny pot zaczął jej spływać po karku i szyi. Nie byłaby mogła poruszyć ani jednym mięśniem, za żadną cenę! Głosu również nie mogła wydobyć. Przez kilka minut przecierpiała takie piekło trwogi, że uczuła się fizycznie chorą. Wreszcie, z wysiłkiem, który nie był bynajmniej wysiłkiem dziecka (mam wrażenie, że w tym momencie właśnie Emilka przestała być dzieckiem) zebrała myśli i odzyskała panowanie nad sobą. Zacisnęła zęby i pięści: będzie odważna i rozsądna. Był to zwykły pies jednego z mieszkańców Czarnowody, który przyszedł tu za swym panem, zabłąkał się na galerję i tu pozostał. Ponowna błyskawica ukazała jej cały kościół: pusto wszędzie! Widocznie pies poszedł do jakiegoś kąta i tam czeka, skulony, na koniec nocy. Emilka postanowiła pozostać tu, gdzie była w danej chwili. Ochłonęła z paniki, ale nie odczuwała bynajmniej potrzeby zimnego i wilgotnego dotyku wśród ciemności. Nie zapomniała jeszcze uczucia wstrętu, doznanego przy zetknięciu jej ręki z sierścią zwierzęcia

Teraz jest chyba północ. O 10-tej skończyło się nabożeństwo. Odgłosy burzy ucichły niemal zupełnie. Od czasu do czasu słychać jeszcze wycie wiatru, ale rzadziej i mniej gwałtownie zawodzi. Tylko jednostajny plusk deszczu rozlega się miarowo w ciemnościach. Stopniowo serce jej zaczęło bić normalnie, powracał dar logicznego myślenia. Nie podobała jej się obecna sytuacja, ale już jej się ukazywały pewne dramatyczne możliwości, które zamierzała zużytkować w jednej z ksiąg od Jimmy’ego. A poza tem w powieści, w tej powieści, którą napisze Emilka kiedyś w przyszłości!

62