Przejdź do zawartości

Strona:Emilka dojrzewa.pdf/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ruth. Byłoby o wiele lepiej, gdybym tego nie czyniła. Ale coś, nie wiem, czy to jest coś Murrayowskiego, czy Starrowskiego, czy Burnleyowskiego, czy Shipleyowskiego, coś jest, co każę mi tak mówić do niej.

— Ty z pewnością znalazłabyś bardziej zajmujących towarzyszy wśród kowali i szewców — odrzekła wzgardliwie ciotka Ruth.

8. Bez dowodów.

Emilka niechętnie opuszczała księgarnię. Lubiła ten zapach książek i świeżo wydrukowanych czasopism. Wślizgiwała się jak najczęściej do księgarni i zapuszczała ciekawe spojrzenia w czasopisma, których kupić nie miała za co. Badała, jaki rodzaj materjału odpowiada któremu pismu. Interesował ją zwłaszcza dział poezyj. Nie mogła się z tem zgodzić, ażeby większość wierszy zamieszczanych przez owe czasopisma była lepsza od jej utworów poetyckich. A mimo to wszyscy wydawcy odsyłali jej systematycznie rękopisy. Emilka zużyła już sporą ilość znaczków Stanów Zjednoczonych, kupionych za część pieniędzy, otrzymanych od kuzyna Jimmy, posyłając je czasopismom amerykańskim na ewentualny zwrot rękopisu i odpowiedzi. Stale otrzymywała zpowrotem grubszą kopertę, niż oczekiwała. Jej „Śmiech Sowy” odbył już podróż do sześciu redakcyj, wciąż bezskutecznie. Ale Emilka nie traciła nadziei, że go zdoła umieścić. Tegoż

142