Przejdź do zawartości

Strona:Emilka dojrzewa.pdf/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przemiłych księgach Jimmy’ego. Minutę tylko zastanawiała się nad odpowiedzią.

— Tego przyrzec nie mogę, ciotko Elżbieto — rzekła stanowczo.

Ciotka Elżbieta przestała cerować: była zaskoczona. Tego się nie spodziewała. Sądziła, że Emilka tak się ucieszy perspektywą wyjazdu do Shrewsbury, iż uczyni wszystko, czego od niej zażądają Murrayowie. A w dodatku szło tutaj o taką drobnostkę! Ciotka Elżbieta była zdania, że jest to upór karygodny i nic innego, tylko upór.

— Czy chcesz powiedzieć przez to, że nie zaniechasz tej głupiej bazgraniny przez miłość dla nauki, której tak zawsze pragnęłaś jakoby? — spytała.

— Nie znaczy to, że nie chcę, ciotko Elżbieto — odrzekła Emilka z rozpaczą. — To znaczy, że nie mogę zaniechać pisania. — Wiedziała, że ciotka Elżbieta tego nie zrozumie, nigdy tego nie rozumiała. — Nie mogę przestać pisać, ciotko Elżbieto. Ja to mam we krwi. Naleganie byłoby bezcelowe. Nie mogłabym dotrzymać takiego przyrzeczenia, więc pocóż miałabym je dać dzisiaj?.

— W takim razie będziesz mogła pozostać w domu — rzekła ciotka Elżbieta, rozgniewana.

Emilka była przygotowana na majestatyczne wyjście z pokoju obrażonej ciotki. Ciotka Elżbieta zaś cerowała pilnie nadal. Prawdę powiedziawszy, była Elżbieta Murray zaskoczona odpowiedzią Emilki. Chciała bowiem wysłać ją do Shrewsbury, stosownie do tradycji rodzinnej i do zapatrywania wszystkich krewnych. Ten warunek był jej własnym pomysłem. Uważała, że nadarza się znakomita sposobność od-

103