Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 036.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A jak pilno?
— Mnie nie pilno, chyba karman pusty.
— Dużo miewacie listów na wsie?
— Czort liczył. Toć wszystkich nie odnoszę, tylko te, co napisane, żeby przez posłańca wyprawić i co panowie sobie z poczty każą do domu dostawiać, za kwitem, zakaźne, strachowe.
— Dobrze ci za drogę płacą?
— Ot, bzdura. Czasem kopiejek dadzą, a czasem kaszy. Ja temu z Uściąża powiedział w tamtą niedzielę, że ja nie wróbel, żeby on mnie kaszę sypał. Z Polanówki dobry szlachcic: wczoraj rubla za list rzucił.
— Rubla! — zawołała wzruszona Chawa. Toć do Polanówki nie ma mili drogi.
— Sześć wiorst. Łyknął sobie człowiek parę stakanków, poczhalterowi się sprzeciwił, poczhalter w szeję, ja jego wyrugał. Mówił, co mnie odprawi — sobaka. No już poczta niedaleko, żydy wysiadać.
Chawa zeskoczyła.
— Bóg zapłać — rzekła.
— Co, psia wiaro, ja do twego boga mam iść po zapłatę? Złotówkę dawaj.
— Franek, ty oszalał. Za kawałeczek drogi złotówkę!
— Jak dziesięciu kopiejek nie położysz, kawał ryby sobie ukroję.
To mówiąc, wyjął nóż, gotów do spełnienia groźby.
— Szelma, co robisz! — krzyknęła rozpaczliwie żydówka — masz, masz zbóju.
Wyrzuciwszy jesiotra i ściągnąwszy opłatę od Mośka, Franek gwiżdżąc pojechał dalej. Chawa ze swym ładunkiem na plecach pośpieszyła tą samą drogą i zwróciła się w aleję ku Instytutowi Maryjskiemu. Tam najpewniej spodziewała się sprzedać. Zaraz na