Strona:Wykolejony (Gruszecki) 78.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

głosem i oglądał się na pana. Ale jego pan, właśnie wysunął trochę języka, przekrzywił usta i z natężoną uwagą wiązał włosieniem zgięty leszczynowy kabłąk, przytrzymując go kolanami.
Pies korzystając z tego niemego pozwolenia, żywo poskoczył naprzód i po chwili począł ujadać, doskakując do nozdrza koni pocztowych, ciągnących zgrabną karetę.
Pocztylion rozwinął bat, sztrzelił z niego raz i drugi, zaklął natrętne psisko i jechał dalej.
Wszystko co żyło w polu, spoglądało ze zdziwieniem i bojaźnią na ten pański ekwipaż, zwłaszcza młody pastuszek nie mógł się napatrzeć stosowanemu kapeluszowi pocztyliona i żółtej trąbce.
Już kareta wjeżdżała do miasteczka, pocztylion palnął z bata, krzyknął wio! odkrząknął i zagrał na trąbce krakowiaka.
Dopieroż to rejwach zrobił się w przydróżnych domkach, służące no wyścigi z dziećmi biegły do bram i furtek, panie zaległy okna, a mężczyźni poważnie wyjaśniali, że to ekstrapoczta, zaprzęgnięta do prywatnego ekwipażu — pewnie jacyś hrabiowie, dodawali przekonywająco.