Strona:Wandurski Od Polnocy doswitu 0002.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i ciałem młodem
mej żony.
Iść Pańską — sam — zadumanemi nocami
koło zamkniętych bram
koło parku — wyspy umarłych Boecklina —
i słuchać rytmu swych kroków
tak jeszcze młodych.
Patrzeć jak północ podnosi na srebrnym bloku
lampę gazową księżyca.
Patrzeć jak północ z cienkiego jedwabiu mroków
wycina profile cieni
i skleja
w stylu Beardsleya
blanc et noir.
Skwer pusty. Ławka. Samotna dziewczyna
pensjonarka czy panna z kawiarni
rękawiczką oczy przesłania od blasku latarni
i szlocha.
A może nie szlocha?
A może
to jeno fantom księżyca?
Park szumi — wyspa umarłych Boecklina —
mandoliny jesieni.
Zielony księżyc — somnambuliczny rysownik —
pochylony nad geometrią wykreślną
tkalni — apretur — przędzalni —
buduje linijką cienie.
Somnambuliczny rysownik w dziwaczny system je wiąże
i wyże zamkniętych bram
cyrklem promieni wydrąża.
Iść — iść — iść ulicami
sam
na Karolew — i dalej.
Tam gdzie się kończy Karolew
za drewnianemi domkami —
pole.
Na prawo — łukowych lamp żyrandole
dworzec Kaliski.
Na lewo — noc.
Staw pusty, martwy i śliski.