Strona:W podziemiach ruin 28.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wymieciono, ogrzano rozpalonem ogniskiem, zrobiono potrzebne łoża z mchu i traw. Na tych przygotowaniach upłynął dzień następny.
Rankiem poszedł Ziembiński po żebraninie do wsi okolicznych i pod wieczór przyniósł wiadomość, że Szwedzi ściągają posterunki i patrole, gdyż snąć gotują się do wymarszu.
Noc przeszła spokojnie, prócz hukaniu sów, śmiechu puszczyków, wyciu wilków i szczekania lisów, żaden ludzki czy nadludzki odgłos nie odezwał się wokoło i nie przerwał snu mieszkańcom ruin.
Tak przeszło dwa dni, aż wreszcie trzeciego zniecierpliwiony chorąży rzekł do powracającego Ziembińskiego.
— Słuchaj waszmość, panie Michale, jaki plan obmyśliłem. Co my tu wysiedzimy w tych ruinach? Szwedzi cofnęli się, jak mówisz, zostawiwszy słabe załogi, więc jutro skoro świt ruszysz do naszych przyjaciół, postarasz się o konie i ludzi, przeprowadzisz ich tajnie do ruin zamczyska, i pojedziemy w świat.
— Wola twoja mości chorąży, ale pozwolę sobie zwrócić uwagę, że pani chorążyna i Janinka nie nadadzą się do konnej jazdy.
Obecna przy tem Janinka poczerwieniała i zawołała:
— Nie jeżdżę ci ja tak, jak Anielka, ale zawsze dosiedzę na koniu. Niech się pan Michał o mnie nie boi.
— I ja w potrzebie pojadę. Pamiętam, że przed laty nie zsiadłam z konia przez dwanaście godzin, a było to dla zabawy, więc i teraz potrafię — odezwała się pani chorążyna.
— Ha, jeżeli wola taka, pójdę i sprowadzę ludzi i konie.
W trzy dni wrócił Ziembiński, ale sam, bez orszaku. Zastał chorążostwo na zewnątrz zamczyska, zbliżył się, a tuż spytał impetycznie chorąży: