Strona:W podziemiach ruin 09.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gady, jaszczurki. Proszę też waćpanny wybić sobie z głowy podobne przedsięwzięcia.
Anielka zawstydzona umilkła. Matka nie zapomniała jednak o drugiej części przygód i po chwili spytała:
— Kogo też spotkałaś dzisiaj?
— Znajomego rodziców, grafa von Tannenburg, który przesyła rodzicom pokłony.
— Grafa von Tannenburg? Tu? na naszej stronie? — zdziwił się ojciec.
— Jeździł w odwiedziny do kasztelana i wspominał coś, że był u starosty.
— Pewno łotrzyki z Brandeburgii uciekli do nas, albo nasi tam dokazują, więc żądał pomocy.
— Albo też posunął się w konkury o starościankę, bo już panna z niej leciwa — dorzuciła pani Dzierzbicka.
— Ee! także coś! — odrzekł wzruszając ramionami pan Maciej. — Tym niewiastom zawsze roi się o małżeństwie. Niemiec, protestant, ziemi ma niewiele i narażałby się tak łatwo na wyraźną rekuzę.
— Znowu zasię ja powiem — zaczęła pani — że młody on, i wiem, że dufa wiele w swe grafostwo.
— A niech tam! — machnął ręką mąż. — Ja córki nie dałbym mu, chociażby był piękny, jak Adonis, i bogaty, jak Krezus.
— Ktoś jedzie do nas — zawołała nagle Anielka.
— Ho, ho, i liczna kawalkata! — rzekł pan Dzierzbicki. Wstał, wychylił się z ganku i, klasnąwszy w ręce na służbę, rozkazał:
— Hej! Niech klucznik przysposobi gościnne komnaty, ochmistrz i szafarz niech pomyślą o gościach, by przyjąć przystojnie. A stajnie niech będą w porządku.

Równocześnie pani Dzierzbicka wraz z córkami poszła do fraucymeru, by siebie i córki godnie przystroić na przyjęcie gości.