Strona:Rozbitki (Józef Bliziński) 056.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mu stary zrobił tę scenę, chłopcu naturalnie było przykro.
Łechcińska. Co mu się dziwić.
Kotwicz I powiedział tam coś... jak to w żalu.
Łechcińska. Komu?
Kotwicz. Swoim... no!... jużci trochę zanadto, że go łapali, to owo, że sobie z nich nic nie robi, że tej łaski dostanie wszędzie za swoje pieniądze... etcetera... dosyć że się to rozeszło.
Łechcińska Aha!
Kotwicz. Maurycy jak to posłyszał, posłał mu zaraz sekundanta.
Łechcińska (z wybuchem) Warjat!
Kotwicz. Przepraszam, to znowu co innego... przyznaję, że nie trzeba było doprowadzać do tej ostateczności, ale jak się już stało, Maurycy nie mógł postąpić inaczej.
Łechcińska. Więc cóż będzie?
Kotwicz. Ano pukanina, i to niemała, bo i Władysław ze swojej strony, tak, że jeden o drugim nie wiedział, podobnież go wyzwał.
Łechcińska (oburzona) A ten znowu czego się wtrąca?... no, patrzcież państwo, to już teraz z tem wszystkiem kaput! a stara tak jest pewną, że się to jeszcze da naprawić... Jezus! co się to z niemi teraz zrobi... ja już tego wszystkiego mam póty! dosyć się nawysługiwałam i głodu namarłam... trzeba o sobie pomyśleć!... Ale że to hrabia się w to wplątał... sekundować! w imię ojca i syna...
Kotwicz. Widzi pani Łechcińska to była dyplomacja, umyślnie to zrobiłem... byłem pewny że zdołam doprowadzić do porozumienia.. tymczasem nadspodziewanie napotkałem u Strasza taki upor barani, tyle determinacji, że wszystkie moje projekta w łeb wzięły.
Łechcińska. To tak, rozdrażniać kogo... Niewiadomo jaki djabeł w kim siedzi.
Kotwicz. Przynajmniej tyle zrobiłem, że pojedynek ma się odbyć tu w pobliżu, w lesie, na granicy Zagrajewic.
Łechcińska. I cóż z tego?
Kotwicz. Możnaby spróbować jeszcze jednego środka... Gdyby pani Łechcińska szepnęła o tem tak coś od siebie kobietom.. wy czasem miewacie pomysły... możeby się dało urządzić jakąś dywersję, sprowadzić scenę rozczulającą, któraby naprawiła dobre stosunki.
Łechcińska. Jak matkę kocham, dobry koncept... a hrabia sam nie pójdzie do pani?
Kotwicz. Nie wypada mi.
Łechcińska. I kiedyż się to ma odbyć?
Kotwicz. Zaraz... (patrząc na zegarek) za godzinkę.
Łechcińska. Jezus! i nie było to wcześniej powiedzieć.
Kotwicz. Niedawnośmy przyjechali, ledwo się mogłem wymknąć cichaczem... (znowu patrzy na zegarek) muszę jeszcze wrócić po niego... umyślnie będę zwlekał.
Łechcińska. Lecę, biegnę... (oglądając zegarek) Ale do jakiego hrabia zegarka przyszedł, fiu, fiu!
Kotwicz. Spieszże się pani.
Łechcińska. Ktoś zajechał (idzie do okna) A! to Dzieńdzierzyński z córką... także już wrócili z Warszawy... to dobrze, będzie sukurs... Jezus! jak się panna Paulina dowie! (wychodzi na lewo).