Strona:Rozbitki (Józef Bliziński) 052.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kotwicz. Widzę, że z tobą dziś nie ma co gadać. (wstaje)
Strasz (przytrzymując go) Siedź!... jak się będziesz dąsał, to nic nie wskórasz. Stary zostawił mi tyle, że mogę sobie dużo pozwolić, ale żebym miał wszystko puścić, to nie głupim,.. gołego za psa nie mają... (p. c.) Jakem był dependentem u adwokata...
Kotwicz (n. s.) Teraz się wygada... (głośno) Dependentem, ty?
Strasz. Nie wiedziałeś? Stary kazał mi praktykować, ale na utrzymanie nic nie dawał, obiecując gruszki na wierzbie... nałamałem sobie nieraz głowy, zkąd wykręcić na ogródki i baliki... ale to mnie nauczyło wartości pieniędzy.
Kotwicz. Coż to za stary? papka?
Strasz. Gdzie tam papka.. wujaszek... papki nigdy nie znałem... (innym tonem) miałem tylko matkę... to była męczennica.
Kotwicz. A! więc ty jesteś wychowany przez mamę... pieszczoszek, gagatek... teraz się nie dziwię niczemu.
Strasz (ponuro; wstając) Gagatek! prawda, byłem gagatkiem, kochała mnie... a ja... ja bo trzeba ci wiedzieć nikogo nie kocham i w nic nie wierzę, ale to w nic co się nazywa, prócz pieniędzy... ale ją kochałem... to jest teraz tak mi się zdaje, bo dopóki żyła, zatruwałem jej życie. Jak zapamiętam siedziała po całych dniach i nocach przy maszynie... szyła i płakała... pracowała na mnie, bo ja ostatni grosz jej wyciągałem na hulanki... dopiero gdy umarła, zrobiło mi się jakoś głupio na sercu... napadła mnie jakaś nienawiść do ludzi, którzy się nad nią znęcali, szalona chęć odwetu... (chodzi).
Kotwicz. Alboż ten wuj nie przychodził wam wcale w pomoc?
Strasz Co, wuj! brudny sknera, dbał o nas tyle co pies o piątą nogę.
Kotwicz. Przecież dał dowód pamięci, zapisując ci taki ładny majątek.
Strasz. Ha, ha... zapisując! ani mu się śniło, tylko kipnął nagle i mnie się dostało, jako jedynemu krewnemu... Szkoda tylko, że matka tego nie doczekała... byłbym miał satysfakcję patrzeć, jakby jej się nisko kłaniali ci wszyscy, którzy najbardziej zalewali sadła za skórę... tak jak mnie.. dawniej potrącali jak psa, dziś kochają... ha, ha, ha... (biorąc Kotwicza w objęcia) kochasz mnie? (ściska go gwałtownie) bardzo? póki funduję? co? (odpycha go) pieniądz to dobra rzecz... przepraszam cię, ale kto go trwoni, ten osioł.
Kotwicz (n. s.) Pijany, jak bela... (głośno) Więc kiedy masz, to nie bądźże egoistą... z szambelanicem...
Strasz. Czegóż on chce? dajcież mi raz pokój. Czarnoskała już moja, ponabywałem długi, których było tyle, że mu się nie wiele należy.
Kotwicz. No, widzisz, nie wiele, ale zawsze coś... powinno ci też chodzić o to, żeby ludzie nie gadali żeś z niego korzystał. Ja wiem żeś ty na tem zarobił. Później się tam będziecie rachować po familijnemu, a tymczasem daj mu co.. zamkniesz mu usta.
Strasz. Ileż on chce?
Kotwicz. Ja ci powiem: daj mu kredyt na jakie parę tysięcy, i będziesz miał spokojną głowę.
Strasz (dobywa z pugilaresu weksel, idzie do biurka i pisze;