Strona:Rozbitki (Józef Bliziński) 047.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żebyście siedzieli o głodzie i chłodzie. Cóżbym ja był za ojciec!
Maurycy. A ja co za mąż, gdybym nie potrafił własną pracą utrzymać żony.
Dzieńdzierzyński (zdesperowany) No, i gadajże tu z nim!

SCENA VIII.
Poprzedzający, Władysław.

Dzieńdzierzyński. A! pan Władysław, jak się masz. (ściska go, poczem Władysław ściska się z Maurycym) Jesteśmy en famille, w całym komplecie; bardzo dobrze, bo rozsądzisz tu sprawę pomiędzy mną a tym upartym kozłem.
Władysław (roztargniony, wyraża się lakonicznie) On zawsze był takim.
Dzieńdzierzyński Wyobraź sobie: daję mu córkę, bez żadnych ograniczeń, ze wszystkiem co posiada i do czego ma prawo, a on stawia warunki, targuje się ze mną.
Władysław. Chciwość?
Dzieńdzierzyński. Comment? a wiesz co, że naprowadzasz mnie na myśl: to chyba chciwość. (Maurycy się śmieje) bo że się chce zrzec posagu, to gadanie, wie dobrze że go i tak nie minie... ale zachciało mu się jeszcze samemu robić majątek. Powiedział mu ktoś plotkę, której uwierzył, że ja zawsze prowadzę mój handel hurtowny, tylko pod inną firmą.
Władysław. Dziwiłbym się panu.
Dzieńdzierzyński (tryumfująco do Maurycego) A co! voyez vous! (do Władysława) Ale nie wierz temu, to nieprawda.
Władysław. Dziwiłbym się, gdybyś pan zmienił firmę. Po co?
Dzieńdzierzyński. Comment? ale czekajno! więc chce wejść ze mną w spółkę, stać za kantorem, zapisywać rachunki i świecić swojem nazwiskiem.. szlacheckie nazwisko mojego zięcia na szyldzie! nigdy!
Władysław. Ma rozum.
Dzieńdzierzyński. Szarzać się dla pieniędzy, to rozum?
Władysław. Najprzód, że to nie jest szarzaniem się; a potem, pieniądz jest wszystkiem.
Dzieńdzierzyński. Zgoda i na to. Więc niechże go nie lekceważy i bierze kiedy mu daję.
Władysław. Przyjmować, gdy sam nic nie ma, byłoby zbyt wielkie ryzyko.
Dzieńdzierzyński. Jakie ryzyko? Pola bierze go jak jest, nie pyta... elle ne demande pas... szaleje za nim, sam mi to powiedział.
Maurycy. A to kiedy?
Władysław. Uczucie miłości jest przechodniem. Pannie Paulinie dziś może się zdawać, że go kocha.
Dzieńdzierzyński (zły) Zdawać, zdawać... jak się co zdaje, to widać że tak jest, inaczej jakżeby się mogło zdawać...
Władysław. Przypuśćmy. Ale czy pan wiesz, co się dzieje na dnie jej serca? czy nie kiełkują tam maleńkie ziarnka wątpliwości? gdzież dowód, że on nie gra roli zakochanego dla interesu?
Dzieńdzierzyński (patrzy na Maurycego) On?... nie! to być nie może.
Władysław. Dla czego?
Dzieńdzierzyński. Najlepszy dowód, że dla niej chce głupstwo zrobić.
Władysław. Więc pozwól mu pan na to głupstwo, chociażby na próbę. Jeżeli wytrwa...