Ta strona została uwierzytelniona.
Parys. Okrutna, sroga, świętokradzka śmierci!
Tyś mię podeszła, obdarła, zgnębiła,
Przez ciebiem niebo stracił, okrutnico!
O, Julio! luba! życie! już nie życie,
Niemniej jednakże luba i po śmierci!
Tyś mię podeszła, obdarła, zgnębiła,
Przez ciebiem niebo stracił, okrutnico!
O, Julio! luba! życie! już nie życie,
Niemniej jednakże luba i po śmierci!
Kapulet. Zawistny, twardy, niecny, zbójczy losie!
Po cóż ci, po co było tak tyrańsko
W niwecz obracać naszą uroczystość?
O, moje dziecko! raczej duszo moja,
Nie moje dziecko; bo dziecko jest trupem;
I wraz z niem cała pociech mych ostoja,
Cały wdzięk życia stał się śmierci łupem!
Po cóż ci, po co było tak tyrańsko
W niwecz obracać naszą uroczystość?
O, moje dziecko! raczej duszo moja,
Nie moje dziecko; bo dziecko jest trupem;
I wraz z niem cała pociech mych ostoja,
Cały wdzięk życia stał się śmierci łupem!
O. Laurenty. Przestańcie! Rozpacz nie leczy rozpaczy.
Nadobne dziecię to było własnością
Zarówno nieba jak i waszą; niebo
Zabrało swoją część; tem lepiej dla niej:
Wyście nie mogli waszej części ziemskiej
Ustrzedz od śmierci, ale część jej lepszą
Niebo zachowa w wiekuistem życiu.
Jej wywyższenie było szczytem waszych
Życzeń i dążeń; w niem zakładaliście
Swój raj na ziemi, i płaczecież teraz
I rozpaczacież, widząc ją wzniesioną
Ponad obłoki do istnego raju?
O, zła to miłość jęczeć z żalu wtedy,
Kiedy tym, których kochamy, jest dobrze.
Nie ta dziewica dobrze poszła za mąż,
Co długie lata przeżyła w zamęściu,
Lecz ta, co młodo zamężną umiera.
Połóżcie tamę łzom i, umaiwszy
To piękne ciało liśćmi rozmarynu,
Każcie je, wedle zwyczaju, niebawem
W świątecznych szatach zanieść do kościoła.
Świętemi wprawdzie są boleści prawa,
Przecież rozsądek z łez się naigrawa.
Nadobne dziecię to było własnością
Zarówno nieba jak i waszą; niebo
Zabrało swoją część; tem lepiej dla niej:
Wyście nie mogli waszej części ziemskiej
Ustrzedz od śmierci, ale część jej lepszą
Niebo zachowa w wiekuistem życiu.
Jej wywyższenie było szczytem waszych
Życzeń i dążeń; w niem zakładaliście
Swój raj na ziemi, i płaczecież teraz
I rozpaczacież, widząc ją wzniesioną
Ponad obłoki do istnego raju?
O, zła to miłość jęczeć z żalu wtedy,
Kiedy tym, których kochamy, jest dobrze.
Nie ta dziewica dobrze poszła za mąż,
Co długie lata przeżyła w zamęściu,
Lecz ta, co młodo zamężną umiera.
Połóżcie tamę łzom i, umaiwszy
To piękne ciało liśćmi rozmarynu,
Każcie je, wedle zwyczaju, niebawem
W świątecznych szatach zanieść do kościoła.
Świętemi wprawdzie są boleści prawa,
Przecież rozsądek z łez się naigrawa.
Kapulet. Cośmy na gody poprzysposabiali,
To musi teraz posłużyć na pogrzeb:
Weselna uczta zamieni się w stypę,
Dźwięk strun w jęk dzwonów, pieśni w smętne treny,
Mirtowy wieniec martwą skroń otoczy,
Słowem, wszystko się w opak przeistoczy.
To musi teraz posłużyć na pogrzeb:
Weselna uczta zamieni się w stypę,
Dźwięk strun w jęk dzwonów, pieśni w smętne treny,
Mirtowy wieniec martwą skroń otoczy,
Słowem, wszystko się w opak przeistoczy.
O. Laurenty. Wyjdźcie stąd państwo, i ty, hrabio, także.
Niech się gotuje każdy odprowadzić
Niech się gotuje każdy odprowadzić