Strona:Rej Figliki 043.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Co chciał w poł obyádá wiecżerzáć.

WŁoch ieden u Polſkiego páná zá ſtołem był,
Uſnął potym bo mu ſie długi obyad ſprzykrzył.
Obudziwſzy ſie prośił, by ſie umył wody,
Pytáiąc: długoż ieſzcże máią być ty gody?
Doſyciem iuż obiedwał, iuż wiecerzáć będę,
A ná urząd záś z nowu zá ſtołem uſiędę.
I Záprawdę ſie s tych zbytkow, cudzozyemcy ſmieią,
Iż ták náſzy Polacy nádobnie ſzáleią.



Co ſklenice rázem potłukł.

LIbertyn ieden ktory bywał dobrey myſli,
S pięknemi ſklenicámi dárować go przyſzli.
On ie wnet kazał potłuc, á gdy go pytáli,
Przecżby niewdzięcżnie przyiął, cżym go dárowáli:
On powiedział, iż wdzięcżnie, lecż wolę powoli,
Zárázem ſie odgniewáć, niżli poniewoli.
Bobych zá káżdą muſiał łáiáć ſie gniewáiąc,
Gdyby mi ie tłuczono, pozdno nálewáiąc.



Tátárzyn Mſzey ſłuchał.

TAtárſki poſeł przy Mſzy trefił ſie w koſciele,
Dziwował ſie iż popow á ſwiec było wiele.
Pytáli go, cożći ſie náſze nabożeńſtwo,
Spodobáło, rzekł, wſzytko iákoby ſzaleńſtwo.
A to nawięcey gánił, iż wſzyſcy gotuią,
Jákoby mieli co ieść, k ſtołu przyſługuią.
A ieden ie y piyc, á drugim nie da nic,
Nie chciałbym ia u niego nigdy ná tey cżći być.