Strona:Rej Figliki 036.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Dwá do pánny przyiecháli.

DWá do pánny przyiadą, ſpołu im poſłáli,
Jednemu wżdy poduſzki odſwiętnieyſze dáli.
A ten go podpoiwſzy, kazał drzwi záſtáwić,
Tego ruſzy ſumnienie, máca gdzie co ſpráwić.
On ſie k niemu porwawſzy, o ſtoy ſpádnieſz z gory,
Ale pocżkay iże cie dowiodę do dziury.
Przywiodł go do poduſzek, tákże przez nie pryſnął,
A on też w nocy dunął, iáko lepiey uſnął.



Co pániey grochu nie kazał ieść.

JEden pániey powiedział, by nie iádłá grochu,
Boć ſie w ogon ponęći gołębi by prochu.
Oná mu powiedzyáłá, y ſámá ták tuſzę,
Lecż chceſzli ſie obłowić, miey nápiętą kuſzę.
Ugadzayże więc w tego, co pirwey wyleći,
A ieſli nie poſtrzeliſz, zębámi zágnieći.
Pan ſie potym nie pytał, ſkąd lecą gołębie,
Bał ſie áby mu ktory, nie uſiadł ná gębie.



Dziewce uwiązłá koſzulá w poſládku.

UYrzał ieden á dziewká pierze chuſty,
Uwiązłá iey koſzulá, w śilny ogon tłuſty.
Rzekł iey łákomy tył maſz, otoć zye koſzulę,
Ale chceſzli iey dáć w łeb, dam ia tobie kulę.
Powiedáłá: nic pánie, utrzeć ſie to chciáłá,
Iżeś ią miał cáłowáć, ták ſie nádzyewáłá.
On plunąwſzy ſkocżył precż, ſmiechu doſyć było,
Bo też ná tę queſtyą ták ſie rzec godziło.