Strona:Postrzyżyny u Słowian i Germanów 012.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
4[333]
KAROL POTKAŃSKI.

obchodzono je bowiem i na dworze książęcym i w chacie wieśniaka. Tak biorę tekst kroniki. Wprawdzie, nie przeczę, łatwiej sobie wystawić wysokiego dostojnika, który się staje przywłaszczycielem tronu, łatwiej także wystawić sobie księcia, zchodzącego z grodu nie do ubogiego wieśniaka, lecz do urzędnika, sit venia verbo, bo taka nazwa w tych czasach anachronizmem trąci, mimo to jednak wolę zostać przy dosłownem znaczeniu opowiadania kronikarza. Bądź-co-bądź, opowiada on to, co ludzie mówili w Polsce za jego czasów, a więc na początku XII wieku. Opowiadanie jego nosi znamiona wiarygodności. Sami ówcześni Piastowie, podobnie jak Przemyślidzi w Czechach, nie wstydzili się takiego pochodzenia, była to może ich tradycya domowa, a zresztą zapominać nie należy, że tu przecież nie o samego Piasta chodzi, ale dopiero o jego syna, który został księciem. To ułatwia przejście, syn bowiem mógł się sam wynieść i tron książęcy wywalczyć. Jeden szczegół jeszcze podnosi wiarogodność całego tego opowiadania: oto bez kwestyi obrząd postrzyżyn i przybycie dwóch świętych wiążą się z sobą.
Nie trudno w nich poznać misyonarzy, którzy właśnie na tę uroczystość pogańską przychodzą, może nawet przemycają, jeśli wolno tak powiedzieć, przy tej sposobności chrześcijański jakiś obrządek. W każdym zaś razie strzygą chłopca uroczyście, co, jak się później okaże, dawało początek sztucznemu pokrewieństwu tak z dzieckiem, jak i z jego rodzicami. Co to byli za misyonarze? Skąd przyszli? Nie wiadomo. Gdyby się to działo w Małopolsce, otwierałoby się pole do różnych domysłów, czy to czasem nie jacy uczniowie Metodego? Jest to jednak legenda wielkopolska; trudniej więc pomyśleć, że aż tam dotarli. W każdym razie łatwo przypuścić, że jacyś misyonarze chodzili po ówczesnej Polsce jeszcze przed Mieszkiem i Dąbrówką.
Tyle mówi kronikarz o postrzyżynach Ziemowita i synów Popiela. Nie na tem jednak kończą się jego wiadomości o tym ciekawym obrzędzie.

Wspomina o nim raz jeszcze Gallus z powodu cudownego przejrzenia Mieszka.[1] Ów Mieszko miał być ślepym do lat siedmiu. Okoliczności, wśród których wzrok posiadł, przypominają postrzyżyny już zaraz na pierwszy rzut oka. W siódmą rocznicę urodzin sprasza jego ojciec, stary książę Ziemomysł, według powszechnego zwyczaju — to są słowa kroniki — możnych i przyjaciół na wielką ucztę, zupełnie tak, jak niegdyś książę Popiel. Ale nie weseli się na niej razem ze wszystkimi. Wciąż go trapi straszne kalectwo syna. Wtem księżna daje znać, że dziecko nagle przewidziało. Starsi i mędrsi z ucztujących tłomaczą

  1. Mon. Pol. hist. t. I. str. 398.