myśla się, po chwili z figlarnym gestem): Poczekajcie! zaraz ja was pogodzę! (wybiega).
Po cóż bo zaraz wszystko brać do siebie, chyba na téj zasadzie, że: sztuknąć w stół, nożyce się odezwą...
Sztuknąć! sztukać! sztuka! sztukają! Jak panowie koronjarze pięknie po polsku mówią, to aż miło... Ale... ale... zapomniałem zapytać się o h. Coście zrobili z naszem h? z naszem ojczystem, pięknem, z naszem ukochanem h? coście uczynili z tą cząstką narodowéj spuścizny naszéj, z tą zgłoską, którą ojcowie nasi wymawiali, gdy mówili honor? Gdzieżeście je pochowali?[1] Czemuście ją na potratę[2] oddali? Mówże pan! odpowiedzi oczekuję! gdzie jest...
Jakie ch? co za ch? nie rozumiem.
Nie rozumiesz! za pewne! powiedźże: honor.
No, chonor, chonor! i cóż z tego?
To, że mówi się po polsku nie chonor, ale honor; nie cherbata, ale herbata; nie chotel, ale hotel; nie chrymnąć, ale hrymnąć...[3] H... h... h... h... słyszysz, kochanieńki, h...
Ależ mniejsza o to! mniejsza o to! aż mi w uszach od waszego ch zachuczało! Prawdę mówiąc, bez tego waszego ch wybornie żyć można... ale... bez czego życia nie pojmuję, to... to... zgadnij!
No i bez czegoż tam? bez mazowieckich piachów...
O nie! bez takich kobiet, jak nasze koronjarki...
O Jezus, Panna Marya, i cóż tam takiego wielkiego te wasze kobiety?