Strona:PL Wszystkie dzieła polskie Jana Kochanowskiego (wyd.Altenberg) t.1 158.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jaką wam prawie w ręce ojcowie podali.
Ale nic gruntownego stawić nie możecie,
Póki tego korzenia złego nie wyrwiecie,
Na którym sporny rosterk i niezgoda roście.
A chcecieli mię słuchać, powiem ja wam proście:
Wszyscyście odstąpili od swego urzędu;
Więc też, gdzie się obrócisz, wszędy pełno błędu:
Świątobliwość żywota, którą świecić mieli,
Zgasła prosto w duchownych, bo się wdać woleli
W rozkoszy nieprzystojne i próżne biesiady,
A proste ludzi gorszą ich te złe przykłady;
Drudzy do gospodarstwa wszytkę myśl skłonili,
A w pieniądzach nawyższe dobro położyli;
Więc też tam rychlej najdziesz rejestra na stole,
A spleśniałą biblią strzygą w kącie mole.
A jakoż uczyć mają nieumiejąc sami?
Muszą pewnie nadłożyć kazania baśniami.
Świetcy, widząc ich nierząd, w rzeczy poprawili,
Jęli się sami kazać i żony wćwiczyli —
Więc teraz wszyscy każą, a żaden nie słucha.
Spytajże, zkąd apostoł? — Duch, pry, gdzie chce, dmucha.
A rycerskie rzemiosło, którem Polska stała
Tak, że się nieprzyjaciół swych nigdy nie bała,
Staniało między ludźmi, zbroje zardzewiały,
Drzewa prochem przypadły, tarcze popleśniały,
Wszytkie granice puste, a Tatarzyn bierze,
Kiedy się wy nalepiej wzgadacie o wierze.
Ale uczyńcie aby ten porządek lichy,
Wy każecie, wyprawcież na Podole mnichy.
A cóż, kiedy źle każą? To sąd nie mej głowy,
A boję się, ani twej; prózne nasze mowy,
Kościół to musi sądzić, który jako żywo